Coach z adrenaliną!

Ryszard Gąsierkiewicz, założyciel Centrum Edukacyjnego Weles w Krakowie nie znosi nudy, stania w miejscu. Bo kto stoi w miejscu, ten się cofa. Wierny metodzie neurolingwistycznego programowania (jest jednym z założycieli Polskiego Stowarzyszenia NLP i członkiem Stowarzyszenia Trenerów NLP), wciąż szuka i poszerza swoje horyzonty. Bo dobry terapeuta i dobry coach nie może według niego działać w jednym obszarze. Może dlatego został wykształconym terapeutą, coachem, masażystą, bioenergoterapeutą, prawnikiem; interesuje się klawiterapią, medycyną chińską, ziołolecznictwem, nestinarstwem…

Od samolotów do NLP

Gąsierkiewicz do metod NLP i własnego ośrodka doszedł dość niekonwencjonalną drogą.

– Zawsze interesowały mnie rzeczy niekonwencjonalne. Potrzebowałem adrenaliny – przyznaje.

Jako młody chłopak czytał książki Janusza Meissnera, oficera i komendanta Wyższej Szkoły Orląt w Dęblinie. – Pojechałem tam na badania. Przeszedłem je, choć nikt w to nie wierzył, bo wcześniej często chorowałem. A przechodziło je 2-3 kandydatów na 20 – wspomina.

            Uczył się tam ponad trzy lata. Pilotem nie został, po zapaleniu ucha środkowego nie mógł latać. Ale ta szkoła nauczyła go czegoś bardzo ważnego. – Mówiło się o niej: elitarna. A w środku spotkałem ludzi absolutnie zwyczajnych. Żadnego geniusza, nadczłowieka. Byli z różnych środowisk, z różnym wykształceniem, ale łączyło ich jedno: bardzo się tam chcieli dostać. I wtedy zrozumiałem, że stwierdzenie: ktoś się do czegoś obiektywnie nie nadaje, jest nieprawdziwe. To zostało mi do dziś – opowiada.

Uwierzył, że jeżeli ktoś czegoś chce, i jest w stanie spełnić pewne warunki, to swój cel osiągnie.

            Tego właśnie do dziś uczy ludzi, którzy do niego przychodzą. Hołduje zasadzie: największe ograniczenia są głównie w naszej głowie. Jesteśmy w stanie wszystko osiągnąć, jeśli je pokonamy.

– No, prawie wszystko. Takim optymistą byłem 20 lat temu. Teraz, wraz z doświadczeniem wiem, że tylko to jest możliwe, do czego człowiek ma predyspozycje. Ale i tak największe kłody pod nogi rzucamy sobie sami – podkreśla Gąsierkiewicz.

Rozżarzone węgle

Do NLP dochodził przez różne doświadczenia. Na przykład z psychotroniką (interdyscyplinarna dziedzina, która próbuje poznać przyczyny m.in. telepatii, telekinezy – przyp. red.). Zetknął się z nią na początku lat 80. Przeczytał w gazecie artykuł o Lechu Emfazym Stefańskim. Autor napisał że potrafi on nauczyć innych np. telepatii. – Pojechałem do niego na tygodniowe szkolenie – wspomina Gąsierkiewicz. Z początku mu nie szło, ale… – Trzeciego dnia trzeba było wejść w stan autohipnozy i wyobrazić sobie kogoś, kogo się nigdy nie widziało. Wiedzieliśmy tylko jak ma na imię, nazwisko i kiedy się urodził. I wtedy zobaczyłem przed sobą biała maskę, z czarnymi otworami zamiast oczu. Okazało się, że to był niewidomy człowiek… Do dziś jestem zwolennikiem tego rodzaju hipnozy, która nie polega na uśpieniu, tylko na wprowadzeniu się w stan głębokiego relaksu i na docieraniu wtedy do swoich głębokich zasobów – mówi terapeuta.

            Dziś stosuje ją jako metodę wychodzenia z uzależnienia, np. od papierosów. Nie każdy jest na nią podatny (chodzi również o podatność na sugestię), ale część pacjentów już po jednym seansie rzuca palenie na kilka lat. Trans – rodzaj hipnozy, jest zresztą jedną z metod NLP.

Gąsierkiewicz od Stefańskiego, z którym się potem zaprzyjaźnił, zaraził się także pasją do nestinarstwa – to sztuka chodzenia boso po rozżarzonych węglach.

– Sam to robiłem. To doświadczenie czegoś, co wydaje się niemożliwe, ale jednak się spełnia – podkreśla terapeuta.

            To trochę boli, ale to ból do zniesienia: taki, jakby się biegło po rżysku albo ostrych kamieniach. 98 proc. biegających nie ma oparzeń na stopach. – Chodzi o to, żeby skupić całą swoją uwagę na stopach, wyłączyć wszystko inne. Wyobrazić sobie i poczuć chłód pod stopami. I mieć cel: patrzyć nie pod nogi, ale na koniec drogi – tłumaczy terapeuta. Stosował tę metodę w szkoleniach psychologicznych, na których uczy przekraczania własnych ograniczeń.

            Pasja do nestinarstwa zaowocowała również współpracą z radiową „Trójką”, Gąsierkiewicz był stałym gościem „Weekendu z adrenaliną”. Tam opowiadał o tej niezwykłej sztuce i swoich doświadczeniach. Te doświadczenia terapeuta i coach wykorzystuje także w założonym przez siebie Centrum Edukacyjnym Weles.

Nie umiałem rozmawiać

Historia powstania Centrum sięga lat 80. Ryszard Gasierkiewicz był wtedy szefem przedsiębiorstwa handlowo-usługowego PCK. Wyszkolił się jako masażysta, a potem zorganizował dla PCK szkołę masażu. – Pracowałem też w przychodni, do której trafiali pacjenci po urazach. W trakcie zabiegów często poruszali ważne dla siebie tematy, opowiadali o swoich traumach. A ja nie wiedziałem, co im powiedzieć, jak ich wesprzeć. Postanowiłem pójść na kurs dla psychoterapeutów, w Polskim Towarzystwie Psychiatrycznym – opowiada dziś terapeuta.

            Kiedy na początku lat 90. firma upadła, zaczął organizować szkolenia, warsztaty, m.in. z masażu, ale działalność była szersza. Gąsierkiewicz zaczął się mocno interesować neurolingwistycznym programowaniem. Zaczął prowadzić terapię i coaching metodą NLP  w założonym przez siebie Centrum Edukacyjnym Weles (Weles To słowiański bóg odpowiedzialny za wiedzę, magię, ziemię).

            – Zaczęliśmy szkolić z technik zarządzania, dawania sobie rady ze stresem. Sprzedawców, dyrektorów, managerów. Uświadamiałem i do dziś uświadamiam tym ludziom, że posługujemy się wieloma kanałami informacyjnymi. Niektórzy to wzrokowcy, inni lepiej reagują na dźwięki, do jeszcze innych najskuteczniej jest przemawiać do emocji. Tłumaczę, że jeden przekaz powinien być przekazywany różnymi kanałami jednocześnie – tłumaczy założyciel Weles.

Fakty i interpretacje

Centrum początkowo działało w Bielsku, potem przeniosło się do Krakowa, i działa tu do dziś.

Ludzie uczą się tutaj innego niż zwykle postrzegania faktów, osób. To podstawa w NLP.

– Świat jest taki, jakim go postrzegamy, a nie taki, jaki jest. Ponosimy klęski nie dlatego, że dręczą nas fakty rzeczywiste. Dręczą nas interpretacje tych faktów. Ktoś się spóźnia, a my myślimy: chce nas urazić. A nie: są korki… Czym innym jest fakt, a czym innym jego postrzeganie. Tym zajmuje się m.in. racjonalna terapia zachowań. Chodzi o to, żeby zmienić nieadekwatne wyobrażenie o sytuacji, która jest hipotetyczna. Bo najczęściej przegrywamy sami z sobą, mówimy sobie; nie mogę. Albo: ktoś mnie nie lubi – tłumaczy Gąsierkiewicz.

            W Weles uczą m.in. jak dawać sobie radę ze stresem. Jedna z metod NLP, którą stosują: w momencie niezwykłego napięcia, np. rozmowy z przełożonym: „wyjść” z siebie, stanąć obok i obserwować. Zastanowić się, co mi pomoże dać sobie radę w te sytuacji.

            – Takie rzeczy robi każdy, ale najczęściej za późno. My go uczymy, by to było w czasie teraźniejszym – mówi Gąsierkiewicz.

            Inna metoda NLP na stres: „zasłanianie” obrazu negatywnego obrazem pozytywnym. Np. obraz szefa, który krzyczy i obraża zamazujemy i w to miejsce „wstawiamy” szefa, który ma nos clowna, ślinę cieknącą z ust, brak przednich zębów… Już się go nie boimy. To zmienia przekaz i nasze postrzeganie sytuacji.

            Kolejna metoda NLP: wyobrażamy sobie, że to, że szef na nas krzyczy, to nie jego sposób na poniżanie nas, tylko metoda dyscyplinowania. I że w gruncie rzeczy ma dobre intencje. – Oczywiście, jeśli ten ktoś faktycznie chce nas urazić, wtedy musimy kształcić w sobie asertywność – wyjaśnia terapeuta.

Przeżyj to sam

NLP ma wielu krytyków. – Ale uważam, że to uzasadniona krytyka. Bo zajmują się tym często osoby niemające odpowiedniego przygotowania, natomiast świetne sprzedażowo. Obiecują klientom rozmaite korzyści, w rzeczywistości niemożliwe do spełnienia. Jeśli rozmawiam z pacjentem, który np. chce wyjść z uzależnienia i nie mówi „językiem zmiany”, nie ma czegoś dość, to wychodzę z założenia, że obecna sytuacja ma dla niego więcej korzyści. Natomiast trenerzy NLP często obiecują każdemu spektakularne sukcesy, a to nie jest możliwe. Sukces jest możliwy w przypadku osób, które są na niego gotowe. I oto nie ma nic wspólnego z wiedzą – tłumaczy coach.

            Szybko też przyjął zasadę: nie przywiązywać do siebie klienta. Bo zadaniem coacha jest sprawić, że on stanie na własnych nogach, a nie że będzie lojalny. – Patrząc na dzisiejszy rynek coachingu, widzę, że przeważają ci, którzy lubią klienta lojalnego. Czyli takiego, który tak wierzy w moc coacha, że będzie do niego wracał. Dla mnie to błąd w sztuce. Coach powinien pracować nad klientem samodzielnym. A to, że on nie wraca, znaczy, że coach jest skuteczny – żartuje Gąsierkiewicz.

            Do Gąsierkiewicza przychodzą różni ludzie. Uzależnieni (jest także terapeutą uzależnień, przyjmuje m.in. w krakowskim Monarze), ale też załamani po tym, jak np. stracili pracę. Ludzie, którzy są za młodzi na emeryturę, a zbyt wykształceni na kasę w markecie. I on próbuje ich zmotywować. Jak to robi? Przekonuje ich, że każdy koniec to jednocześnie początek czegoś nowego.

            Brzmi może banalnie, ale jest wiarygodne, bo on sam przecież tego doświadczył na początku lat 90. Kiedy jego przedsiębiorstwo upadło, z dnia na dzień przestał być dyrektorem. Wtedy postanowił założyć Centrum Weles. – Nie załamałem się, właśnie dzięki takiemu podejściu. To kwestia punktu widzenia. Ja to mam i tego próbuję uczyć innych – wyjaśnia.

            Na tej samej zasadzie: spróbuję na sobie, a potem zastosuję na innych, Gąsierkiewicz zaadaptował metodę głębokiego relaksu dla tych, którzy chcą rzucić palenie. Jemu pomogło, teraz pomaga innym.

Gwoździe i ciało

Zgodnie ze swoją teorią ciągłego poszerzania horyzontów, terapeuta zaczął kolejną przygodę: z klawiterapią. Łączy ona medycynę chińską i współczesną. Gąsierkiewicz pisał na ten temat pracę magisterską. – Metoda polega na tym, że dźga się ciało za pomocą zaostrzonych szpikulców, używa się punktów akupunkturowych, witalnych, wziętych z innych systematyk – opisuje. Polski  psycholog, dr Ferdynand Barbasiewicz opracował procedury wykonywania takich zabiegów, podobnych do masażu, tylko że za pomocą klawików – zaostrzonych szpikulców, dzięki którym przywraca się przewodnictwo nerwowe w organizmie. Najpierw szuka się bolesnych punktów u pacjenta, a potem się je „opracowuje”. Terapia jest bolesna, ale podobno skuteczna w wielu schorzeniach.To nowa dziedzina, właśnie powstaje Polskie Stowarzyszenie Klawiterapii…

            Po co mu to? Gąsierkiewicz podkreśla, że ciągle trzeba szukać, odkrywać. Bo bez tego nie ma dobrych fachowców.  – Na wszystko patrzę synergicznie. Uważam, że tylko stosowanie rozmaitych technik, sposobów dotarcia do klienta zapewni sukces. Jednotorowośc tego nie gwarantuje – podkreśla. Jego zdaniem, żeby być dobrym terapeutą, trzeba znać się na hipnozie, terapiach konwencjonalnych, doradztwie biznesowym, technikach relaksacyjnych….

            Poza terapią, prowadzi też studia podyplomowe (coaching i NLP) w Szkole Mistrzów Coachingu, której jest założycielem. Szkoli trenerów i terapeutów, może ich certyfikować. Ma również własną szkołę psychotroniczną im. Juliana Ochorowicza w Krakowie.

I już myśli o kolejnej placówce szkoleniowej, pod Wysową Zdrój, we wsi Ropki. W wiejskiej chacie chce organizować nie tylko warsztaty z NLP i psychoterapię, ale także warsztaty z tarota intuicyjnego, zajęcia z medycyny chińskiej, relaksacyjne, gry na gongach… Byle do przodu.

Marta Lewińska